ukryte skarby w domach poniemieckich
Niewiele opowieści tak rozpala masową wyobraźnię, jak historie i legendy o ukrytych skarbach. Poszukiwanie skarbów jest zajęciem żmudnym i mało widowiskowym. Jednak co jakiś czas w środkach masowego przekazu pojawiają się informacje o jakichś zaginionych kosztownościach, dziełach sztuki, a nawet złocie, rozmaici entuzjaści opowiadają zaś o ich rzekomej lokalizacji. I
Poznań zbudowany przez nazistów. , to przeskalowanie. Przestrzenie między domami są bardzo duże. One są i tak mniejsze, niż były oryginalnie, po wojnie dobudowano tam nowe budynki. Zresztą nie zawsze można od razu rozpoznać, które budynki są poniemieckie, z lat 40., a które zostały zbudowane w latach 50.
UKRYTE SKARBY. Autor: Bogusław Wróbel. Wydawnictwo: Europa. Data wydania: 2009. Liczba stron: 224. Tajemnicze mapy, plany z zaznaczonymi miejscami ukrycia skarbów, zapomniane przez Boga i ludzi miejscowości kryjące wielkie tajemnice…. Pod koniec II wojny światowej na terenie Dolnego Śląska trwała akcja ukrywania przez Niemców
I to prawda, ale to w kościele jest sprawowana Eucharystia, to w niej ukryte są skarby. One nie mają przełożenia na wartości materialne. Nie można ich zważyć czy zmierzyć, ale one są wielkie szczególnie dla ludzi wierzących. I one są rozdawane właśnie tutaj, w świątyni, a nie w domach prywatnych - mówił bp Ignacy.
Ostani naoczny świadek tamtych dni, hrabia Hans Ulrich Schaffgotsch (1927 - 2009) twierdził (śmiejąc się przy tym), że w Kopicach nikt nic nigdy nie chował. Kiedy w styczniu 1945 roku opuszczał wraz z matką, rodzeństwem i kilkoma krewnymi Kopice, miał 17 lat. Stanowczo zaprzeczał, jak to nazwał "plotkom o ukrytych kosztownościach".
Site De Rencontre Gratuit Ile Reunion. Warto przedzierać się przez las, widoki są niezapomniane Indiana Jones szukał zaginionej arki, Pan Samochodzik wziął na celownik skarb templariuszy. Ich przygody śledziliście z zapartym tchem marząc, by też przeżyć podobną? Skarby czekają na odkrycie, a my wiemy gdzie są. Macie ochotę je odszukać? Przyroda i zabytki zachwycą WasOkolice Grzmięcy - do niektórych skrzynek dojście nie jest łatweOkolice Grzmięcy - do niektórych skrzynek dojście nie jest łatweJubileusz poszukiwaczyW maju minęło pięć lat od uruchomienia strony z namiarami na skarby. W tym czasie zarejestrowanych zostało blisko 14 tys. skrzynek, w tym ok. 10 tys. jest aktywnych. W Polsce zarejestrowanych jest ok. 10 tys. się wysokie buty, saperka, gps, środek na komary i trochę wolnego czasu. Naszym celem są skrzynki (kesze), w których możemy znaleźć m. in. krety. Bez obaw, nie te znienawidzone przez amatorów pięknych, przydomowych ogródków. Nasze krety a właściwie geo-krety to jedne z licznych skarbów zgromadzonych w skrzynkach. Podstawową zawartością każdej skrzynki jest logbook książeczka przypisana każdej ze skrzynek. By nasza wyprawa mogła się rozpocząć zacznijmy jednak od początku. Od rejestracji na stronie Właśnie tam znajdziemy namiary na skrzynki, które zlokalizowane są w różnych zakątkach świata, Polski, województwa kujawsko-pomorskiego. Każdy użytkownik może wybrać sobie dowolne cele. Po niektóre skarby nie będziecie musieli daleko jechać. Kesze są ukryte niemalże w każdym mieście, wsi na terenie Polski. Z pewnością obok wielu z nich mogliście przechodzić, przejeżdżać nie mając pojęcia, że w ziemi, dziupli ukryte są "skarby". Można je znaleźć chociażby w parku Chopina, w okolicy ruin zamku, wieży bocianiej w Brodnicy, tuż przy Cytadeli i forcie Tarpno Grudziądzu. W Toruniu skrzynki są przy teatrze Horzycy, UMK, przy ul. Legionów albo Bema, a w Bydgoszczy szukać ich trzeba chociażby przy Katedrze św. Marcina i Mikołaja, w Myślęcinku, sanktuarium na piaskach. A w Golubiu-Dobrzyniu oczywiście tuż przy zamku. Tych, którzy nastawiają się na cenne przedmioty musimy rozczarować. Celem zabawy nie jest łatwy sposób na zarobek, a chęć zwiedzenia interesujących rejestracji na stronie wybieramy sobie cel - szukamy na mapie interesującą nas miejscowość i namiary na ukryte skrzynki. Przy większości opisów znajdziemy zdjęcia interesujących nas miejsc (często ułatwia to poszukiwania). Geo-krety do kolekcjiWarto przedzierać się przez las, widoki są niezapomnianeWarto przedzierać się przez las, widoki są niezapomnianeNa wycieczkę wybrałam się z trójką znajomych: Justyną, Markiem i Krzyśkiem. Z geocachingiem mieli styczność już W ciągu jednego popołudnia można znaleźć nawet kilka skarbów - mówi Krzysiek, jeden z poszukiwaczy. Wybraliśmy się w okolice Grzmięcy - nad jezioro Kochanka, do Kruszynek, Nielbarka. Wędrowaliśmy lasami. Uzbrojeni w nawigację. Miejscami trzeba było przedzierać się przez wysokie chaszcze, pokrzywy po No i te komary brzęczące nad uchem i nerwowe ich odganianie. Było sporo śmiechu i zabawy - dodaje Justyna. Nie zniechęciło nas to do poszukiwań. Gdy już byliśmy kilka metrów od celu zerknęliśmy na wydrukowane wcześniej z internetu zdjęcia z naszym celem. Zamiast rzucić się, by jak najszybciej ją znaleźć stanęliśmy jak wryci. Widok jaki rozpościerał się przed nami zapierał dech w piersiach. Byliśmy w miejscu nad jeziorem, tak spokojnym, cichym i pięknym, że aż trudno uwierzyć, że coś takiego istnieje. Gdy już napatrzyliśmy oczy wróciliśmy do poszukiwań. W końcu skarb był pod naszym nosem. Pierwszą skrzynkę znaleźliśmy tuż pod pniem drzewa. Była obłożona mchem. Pakunek był zakryty w dwa worki na śmieci. A w środku... :) zabawki z kinder-niespodzianek, długopis, i dwa geo-krety! To po nie najchętniej sięgają poszukiwacze. A nie są one dostępne we wszystkich warto je zabierać? - Każdy geo-kret ma przy sobie certyfikat - kartkę z danymi osoby, która go przekazała, specjalnym numerem identyfikacyjnym - dzięki niemu dowiemy się jaką drogę pokonał kret, w jakich miastach był - tłumaczy Marek. Nasz geo-kret znaleziony nad jeziorem przebył do tej pory 1211 kilometrów! Z Katowic powędrował w okolice Gorlic, później Woli Cieklińskiej, dalej do Gdyni, Spopotu, Olsztyna, później był w Ostrowie Mazowieckim, by trafić nad wspomniane wcześniej razie czeka na dalszą wędrówkę. - Gdy już znajdziemy skarb koniecznie wyjmijmy z niego "książeczkę", kartkę - na której są spisane dane wszystkich osób, które to miejsce odwiedziły i znalazły skarby. Wpisujemy datę i godzinę odwidzin, by inni wiedzieli kto i kiedy tu był. Ważne jest też zapisanie sobie tych informacji na oddzielnej kartce, by po powrocie do domu można było zamieścić te dane w internecie - mówi skrzynki można zabrać dowolny przedmiot - notując, co się zabrało i pozostawiając jakiś swój gadżet (monetę, zabawkę, kredkę, lakier do paznokci). Ważne, by był to niewielki drobiazg. Skrzynki są niewielkich rozmiarów. - Nie pakujmy do nich śmieci, papierków. Nie o to chodzi - przypomina. Po kolana w błociePo złożeniu wpisów i podmianie gadżetów paczuszkę trzeba starannie zapakować i odłożyć na miejsce. - I koniecznie zatrzeć ślady swojej obecności - śmieje się Marek. - Nie można ułatwiać innym odszukania skarbu. Wystarczy wziąć gałęzie i wycofując się spod skrzynki zatrzeć ślady wpisać dane kolejnej skrytki do nawigacji (uwierzcie, że ta którą dysponujecie w telefonie w zupełności wystarczy) i wędrować dalej. Do niektórych skrzynek nie jest wcale łatwo dotrzeć. - Wybraliśmy się do skrzynki "Tylko dla Dzika", okazało się, że jest ukryta w podmokłym terenie w środku lasu. Założyciel skrzynki ostrzegał, co prawda, że dostanie się do niej będzie utrudnione: Lepiej dobrze się przygotuj do poszukiwań. Buty na zmianę, skarpetki, dobra mapa. Metodą "na szybkiego" skarbu nie znajdziesz. Ukryłem go na mokradłach, w kryjówce utworzonej pomiędzy kilkoma złamanymi drzewkami. Udało mi się nie zmoczyć. GPS pomierzony wielokrotnie, ale było pochmurno więc możesz podesłać swój (to przykładaowy opis, jaki można znaleźć w interencie przy każdej ze skrzynek). Próbowaliśmy obejść teren, ale nogi grzęzły. Odpuściliśmy sobie, zakładając, że wrócimy w to miejsce za dzień, lub dwa zaopatrzeni w rybackie kalosze. O swoim niepowodzeniu napisaliśmy na forum na stronie. Dzień później znalazł się spryciarz, którzy wzbogacony o naszą wiedze wybrał się w to samo miejsce. Dotarł do celu i został nagrodzony śmieje się Krzysiek. Zdobył FTF-a (first to find certificate), czyli certyfikat dotarcia do skrzynki jako pierwszy. - Tak, ale pisał później, że miał nadzieję, że nie przyszło nam do głowy, by rano, przed nim wybrać się w to miejsce - śmieje się Marek. - Wiemy już, gdzie i w jakich warunkach ukryta jest skrzynka. Wrócimy do niej w innym terminie - Justyna nie ma wątpliwości. Zabawa wciągaKażdy, kto znajdzie dziesięć skrzynek i dokona wpisu w internecie i w lokbooku może sam zakładać skrzynki i rekomendować innym użytkownikom te, które sam W weekend wybieram się nad morze. Wydrukowałem kilka namiarów na skrzynki, które będziemy mijać jadąc do celu. Przy okazji zbierzemy parę skarbów, odwiedzimy kilka ciekawie zapowiadających się miejsc. Gdyby nie kesze pewnie nawet nie wiedzielibyśmy o nich. A tak - spędzimy czas dużo przyjemniej. Nie siedząc w domu przed to zabawa, do której można się przyłączyć w każdym momencie. I w dowolnej chiwli można zrezygnować, by wrócić po przerwie. Kto jednak raz zacznie nie będzie potrafił usiedzieć w miejscu:). Bierzecie udział w poszukiwaniach skarbów? Opiszcie swoje wędrówki. Czekamy na meile: [email protected] oraz wpisy na forum
Sobota, 25 marca 2017 (13:01) Odkryta w ubiegłym roku w Sokołowsku na Dolnym Śląsku "sztolnia Australijczyka" może kryć kolejne tajemnice. Istnieją przypuszczenia, że może być tylko przedsionkiem większego obiektu: odkryty korytarz kończy się nietypowym zawałem, a za nim mogą znajdować się kolejne tunele! W sobotę ruszył drugi etap poszukiwań, a w rozwiązaniu zagadki mają pomóc odwierty. Do tej pory w sztolni znaleziono przede wszystkim przedmioty codziennego użytku sprzed minimum 70 lat, z czasów II wojny światowej. Takie skarby odnaleziono w "sztolni Australijczyka" do tej pory /Fot. Grupa Eksploracyjna Miesięcznika "Odkrywca" /Materiały prasowe Ta historia zaczęła się w 2010 roku, gdy odebrałem telefon od dawnego mieszkańca Sokołowska, który od lat mieszka w Australii. Henryk Marek stwierdził, że wie, gdzie w okolicach jego rodzinnej miejscowości znajduje się jedna z poniemieckich sztolni, w której może być coś ukryte. Interesowała go legalna próba przeprowadzenia poszukiwań - opowiada Łukasz Orlicki z Grupy Eksploracyjnej Miesięcznika "Odkrywca", który koordynuje prace w Sokołowsku. Poszukiwania udało się zorganizować rok temu dzięki zaangażowaniu Grupy Poszukiwawczej "Riese", przychylnej postawie wojewódzkiego konserwatora zabytków i pomocy miesięcznika "Odkrywca". Takich historii o tym, że Niemcy mieli coś ukrywać pod ziemią pod koniec wojny w różnych miejscowościach na Dolnym Śląsku, znamy dziesiątki. W tym przypadku szybko przekonaliśmy się, że to nie jest typowa "skarbowa" legenda. W miejscu, które wskazał Henryk Marek, rzeczywiście znajdowała się zasypana sztolnia. Nikt się tego nie spodziewał - przyznaje Orlicki. Jak mówią poszukiwacze, korytarz został wydrążony w nietypowym miejscu, budzącym zdziwienie specjalistów od górnictwa czy podziemnych budowli z czasów II wojny światowej. Nikt wcześniej nie wierzył, że pod ziemią jest tunel. Wystarczyło jednak, że koparka wybrała zaledwie kilka łyżek ziemi ze wskazanego miejsca i oczom poszukiwaczy ukazała się wlot do wyrobiska. Sztolnia jest długa na blisko 21 metrów. W środku odnaleziono warstwę "śmieci" z czasów II wojny światowej. Były to stare bańki po farbach, wazony, fragmenty ceramiki, naczyń czy miski. Znaleziono także bardziej intrygujące przedmioty: znak tożsamości X Poznańskiego Pułku Ułanów z czasów I wojny światowej czy łuski od niemieckiego karabinu Mauser. Według pana Marka, w 1945 roku Sokołowsko miało być zajęte na kilka dni przez jedną z niemieckich jednostek. Wprowadzono godzinę policyjną, po osiemnastej mieszkańcy mieli pozostawać w domach. Wtedy to żołnierze mieli ukrywać w tej sztolni tajemniczy ładunek. By zamaskować te działania, sztolnia została nie tylko zasypana, ale miano również wrzucić do niej różnego rodzaju niepotrzebne przedmioty. Zwróciło naszą uwagę, iż "śmieci" nie zostały bezładnie porzucone w pobliżu wejścia, jak należałoby się spodziewać, ale rozłożono je równą warstwą na blisko piętnastu metrach. Jest to zastanawiające. Według Henryka Marka, na końcu znajduje się specjalnie spowodowany zawał, a za nim kryją się kolejne chodniki. Tam, jak twierdzi, zostały ukryte cenniejsze przedmioty - mówi Orlicki. Historia jest na tyle interesująca - i obiecująca - że zapadła decyzja, by przeprowadzić drugi etap prac. W projekt ponownie są zaangażowane Grupa Eksploracyjna Miesięcznika "Odkrywca" i Grupa Poszukiwawcza "Riese". Prace prowadzone są za zgodą konserwatora zabytków. W kilku wyznaczonych w pobliżu sztolni miejscach wykonane zostaną odwierty, które mają wskazać, czy pod ziemią znajdują się puste przestrzenie. (e)
Niemcy zaczynają przyznawać, że podobnych mieszkań jak to w Monachium, gdzie znaleziono cenne działa sztuki zrabowane przez hitlerowców w czasie II wojny światowej, jest dużo więcej. Ponadto telewizyjna debata z udziałem jednej ze spadkobierców, prawnikiem, byłym ministrem kultury, publicystami i znawcami sztuki unaoczniła, że Niemcy mają poważny problem z ewentualnym oddaniem zrabowanych dzieł ich prawowitym właścicielom. Po tym, gdy w monachijskim mieszkaniu pewnego 80-latka służby celne odnalazły prawdziwy skarb w postaci dzieł sztuki z okresu klasycznego modernizmu, w Niemczech rozgorzała dyskusja jak postępować. Zastanawiano się, czy w ogóle nie przejmować się pierwotnymi właścicielami i obecnie ujawnione dzieła pozostawiać ich dzisiejszym posiadaczom (często spadkobiercom najbliższych współpracowników Hitlera), czy też oddawać zrabowane dzieła sztuki tym, do których należały przed rabunkiem. Dyskusja na ten temat na dobre rozgorzała w programie znanego dziennikarza telewizyjnego Guenthera Jaucha. Zastanawiano się kto ma teraz prawo do zrabowanych wcześnie dzieł sztuki, zarówno z punktu widzenia obowiązującego prawa, jak i moralnego aspektu całego problemu. Warto przypomnieć, że w odróżnieniu od takich krajów jak: Francja, Holandia, Austria czy także Szwajcaria, w Niemczech nie ma ustawy znoszącej przeniesienie prawa własności, nabytego w latach nazizmu czyli 1933-1945. Niemcy przyznają... jest tego więcej Biorący udział w telewizyjnej dyskusji historyk sztuki i publicysta Stefan Koldehoff przyznał, że sprawa skarbu odnalezionego w mieszkaniu Corneliusa Gurlitta to tylko wierzchołek góry lodowej, bowiem jego zdaniem takich mieszkań jest w całych Niemczech setki. Według historyka na terenie kraju można znaleźć tysiące zrabowanych dzieł sztuki. Pogląd ten podziela wielu historyków sztuki, oraz spadkobierców rodzin ograbionych w latach 30. i 40. „Deutsche Welle” cytuje historyka sztuki, który twierdzi, że nie można wykluczyć, iż Cornelius Gurlitt do składowania obrazów oprócz mieszkania używał też wolnocłowych magazynów w Szwajcarii i sugeruje, że być może do dzisiaj znajdują się tam kolejne dzieła sztuki. Czyje są dzisiaj? Zgodnie z niemieckim prawem obecni posiadacze np. zrabowanych w czasie II wojny światowej obrazów mają do nich pełne prawo. Przedawnienie okazuje się przeszkodą w odebraniu przez prawowitych właścicieli obrazów zrabowanych przez nazistów w latach 30. i 40. Niemiecki historyk sztuki Ralph Jentsch twierdzi, że w sprawie skarbu Gurlitta niemiecki rząd nie ma innego wyjścia, jak tylko odkupienie części obrazów i to po uczciwej cenie. Podczas debaty telewizyjnej uznano, że obecne prawo jest nieuczciwe w stosunku do pierwotnych właścicieli i w praktyce nie pozwala na inne działanie, jak tylko pozostawienie dział sztuki obecnym posiadaczom. W ocenie większości uczestników debaty całą sprawa z moralnego punktu widzenia jest dość wątpliwa i po raz pierwszy publicznie podły propozycje, aby prawo zmienić. Jeden z prawników zaproponował nawet, aby zmiany prawne umożliwiły spadkobiercom wgląd do zamkniętych dzisiaj dla nich archiwów znajdujących się w muzeach i galeriach. Pokażcie, co macie w archiwach Bardzo podobne propozycje zgłaszał w rozmowie z portalem berliński adwokat Stefan Hambura, który apelował do polskiego rządu o zaangażowanie się w kwestię ewentualnego odnalezienia w Niemczech i odebrania zrabowanych w Polsce, w czasie wojny, dział sztuki. Mecenas Hambura podkreśla, że już najwyższy czas, aby rozpocząć rozmowy na ten temat na najwyższym szczeblu. - Niech minister Radosław Sikorski, wraz z ministrem Bogdanem Zdrojewskim zaczną działać. Jest to właśnie dla nich zadanie, ale wcześniej musi odbyć się rozmowa na ten temat między szefami rządów Angelą Merkel i Donaldem Tuskiem, bowiem bez najwyższego poparcia politycznego nie uda się nic w tej kwestii zdziałać – tłumaczy mec. Hambura, dodając, że tak szybko jak to możliwe należy stworzyć zespół polskich ekspertów, składający się z historyków, historyków sztuki, prawników, który rozpocząłby rekonesans po wszystkich niemieckich muzeach i to nie tylko na wystawach, ale także w muzealnych magazynach. Źródło:
ukryte skarby w domach poniemieckich