a gdybyśmy tak najmilszy wpadli na dzień do tomaszowa
(Co siedzi smutna na balkonie) A on by chciał - naczelnik znaczy (Przed Frankensteinem w dyrdy zwiewać) A tutaj Dziunka z działu paczek (Naczelnikowi we śnie śpiewa) Pistolet Maty Hari milczy I tylko Dziunki słychać słowa: "A może byśmy tak, najmilszy Wpadli na dzień do Tomaszowa?"
A może byśmy tak, najmilsza, wpadli na dzień do Tomaszowa? Może tam jeszcze zmierzchem złotym ta sama cisza trwa wrześniowa W tym białym domu, w tym pokoju gdzie cudze meble postawiono, musimy skończyć naszą dawną rozmowę, s***nie nie skończoną. Więc może byśmy tak, najmilsza, wpadli na dzień do Tomaszowa?
Konkurs zorganizowany został przez panią Renatę Kasiewicz , opiekunkę szkolnego Koła Sympatyków Tomaszowa Mazowieckiego, z okazji przypadającej w zeszłym roku 185. rocznicy nadania naszemu Miastu praw miejskich. Jego adresatami byli uczniowie tomaszowskich gimnazjów i młodzież ZSP nr 6.
"A może byśmy tak, najmilszy, wpadli na dzień do Tomaszowa" () Tak przed laty śpiewała Ewa Demarczyk do wiersza Juliana Tuwima o Tomaszowie Mazowieckim. Tomaszów Mazowiecki to miasto byłego województwa piotrkowskiego. Położone jest w samym środku Polski, przy głównych trasach komunikacyjnych.
Więc może byśmy tak, najmilszy, Wpadli na dzień do Tomaszowa? Może tam jeszcze zmierzchem złotym Ta sama cisza trwa wrześniowa. Jeszcze mi tylko z oczu jasnych Spływa do warg kropelka słona, A ty mi nic nie odpowiadasz I jesz zielone winogrona. Ten biały dom, ten pokój martwy, Do dziś się dziwi, nie rozumie.
Site De Rencontre Gratuit Ile Reunion. Ceramika Paradyż śmiało konkuruje z włoskimi i hiszpańskimi producentami glazury i terakoty. Aby być od nich lepsza, musi wiedzieć więcej o gustach klientów. Ale dzięki temu oczy cieszą płytki ceramiczne pokryte "zmierzchem złotym", na których "ta sama cisza trwa wrześniowa". Ceramika Paradyż śmiało konkuruje z włoskimi i hiszpańskimi producentami glazury i terakoty. Aby być od nich lepsza, musi wiedzieć więcej o gustach klientów. Ale dzięki temu oczy cieszą płytki ceramiczne pokryte "zmierzchem złotym", na których "ta sama cisza trwa wrześniowa". Grzegorz Mikucki, główny informatyk Grupy Paradyż Od tego wiersza Juliana Tuwima zaśpiewanego lata temu przez Ewę Demarczyk trudno się uwolnić, gdy wjeżdża się do Tomaszowa Mazowieckiego. Może chodzi o inny Tomaszów? Aczkolwiek Ceramika Paradyż, której hale i przygotowane na sprzedaż płytki widać z daleka, mogłaby z powodzeniem uczynić swój hymn z tej pieśni. Wszak cały marketing w tej branży opiera się na tworzeniu nastroju. Popatrzmy na opisy kolekcji na ich stronach internetowych: styl orientalny to "inspiracja kulturą Wschodu - japońskie motywy, szczypta imbiru, klimat egzotycznych podróży" zaś "naturalny" to "barwy ziemi, traw i kwiatów, struktury żywego drewna i kamienia. Serce Ziemi w Twoim domu". I nie ma znaczenia, że pochodzące z całej Europy surowce do tych kolekcji mieszają się razem w ogromnych młynkach, zaś po uformowaniu trafiają razem do wypalenia w przepastnych piecach, do których co i rusz podjeżdżają z nową partią płytek samobieżne roboty. Liczy się ta "kropelka słona" na ścianie nad wanną i "zielone winogrona" nad kuchennym blatem. O nastrój dbają nie tylko paradyscy projektanci jeżdżąc po świecie i wdychając atmosferę toskańskich zabytków czy też zapatrując się w oliwne gaje pod Olimpem. To również zasługa sprawnego systemu, nad którym czuwa zespół informatyków dyrektora Grzegorza Mikuckiego. Ponad 500 mln zł przychodu za 2007 r. i ponad 25 mln metrów kwadratowych sprzedanej glazury i terakoty. Jak w raju Na hałdzie dolnośląskiej gliny uwija się ogromna, piętrowa koparka. Jej zadaniem jest przerzucić góry surowca do zbiorników, skąd trafi on do gigantycznych młynków. Tam w ogóle nie da się używać innych przymiotników. Wszystko jest "naj" lub "giga", począwszy od hali wysokości 30 m, po maszynę, która produkuje kilkadziesiąt płytek na minutę. Trudno uwierzyć, że kafelek formatu 20x25 cm przed chwilą był sypkim piaskiem. To nic w porównaniu z wrażeniem, jakie robi fabryczna hala pozbawiona prawie robotników. W tej części fabryki pracuje ich raptem kilkudziesięciu, z czego najbardziej żmudna wydaje się praca kontrolera jakości, wyłuskującego raz na jakiś czas odmienny od wzorca kształt faktury płytki. Trach, i taka płytka ląduje w specjalnym kontenerze. "U nas nic się nie marnuje. Za chwilę zmielimy ją i ponownie przekształci się w glazurę" - mówi Grzegorz Mikucki, główny informatyk Grupy Paradyż. Postępująca automatyzacja produkcji i przejmowanie jej poszczególnych etapów przez roboty, jak np. samojezdne wózki, które przewożą kilkutonowe regały z gotowymi płytkami, pakowane następnie w mgnieniu oka przez inne, to signum temporis. W ocenie Grzegorza Mikuckiego, w najbliższych latach firma sukcesywnie będzie zmniejszała udział ludzi w procesie produkcyjnym. Czy na końcu odejdą informatycy? To raczej pytanie retoryczne, ponieważ cały ten biznes zależy od sprawnego obiegu informacji. "Główną stosowaną przez nas aplikacją jest system klasy ERP IFS Applications, z którego wykorzystujemy moduły: produkcyjny, remontowy, zarządzania personelem, księgowo-płacowy, administracyjny i planowania" - przedstawia stan informatyki Grzegorz Mikucki. "W naszych zakładach działa także system elektronicznego obiegu dokumentów i archiwizacji" - dodaje. Niewątpliwie wyzwaniem są odległości między poszczególnymi lokalizacjami. Poradzono sobie z tym poprzez uruchomienie sieci bezprzewodowej na łączach MNI Telecom. Płytki na palmtopa Żeby wzrosła sprzedaż, trzeba było zrezygnować z kartkowo-pocztowego sposobu rejestracji zamówień i wykorzystać palmtopy. "Na początku zdecydowaliśmy się na wdrożenie systemu CRM, dzięki któremu wiele procesów udało się usprawnić, ale dopiero zastosowanie terminali PDA wyposażonych w funkcje zdalnej synchronizacji danych za pośrednictwem łączy GSM spowodowało zasadniczy przełom" - tłumaczy Grzegorz Mikucki. W praktyce proces biznesowy, od złożenia zamówienia do rozliczeń kończących się poleceniem wystawienia faktury, można zrealizować przy korzystaniu z palmtopa. Przedstawiciel handlowy może też szybko sprawdzić, czy klient jest wiarygodny, czy płaci w terminie, jak wygląda historia jego zamówień, na jaki temat warto z nim rozmawiać. Wystarczy synchronizować bazę z centralą, i odpowiednie dane są dostępne dla przedstawicieli w terenie. Kafelki z własną podobizną Z punktu widzenia klienta nie ma znaczenia jak jest prowadzony właściwie ten kafelkowy biznes. Ale gdy ma się rozgrzebaną łazienkę, zaś sprzedawca złowieszczo rozkładając ręce zapewnia nas, że płytki przyjadą za miesiąc, warto wiedzieć, że Paradyż zapewnia klientowi od ręki nawet pojedyncze egzemplarze. Oczywiście, o ile są gdzieś na składzie. Jednego nie magazynuje: kafelkowych portretów swoich klientów, bo i takie zamówienie jest w stanie wykonać. "A może byśmy tak, najmilszy, wpadli na dzień do Tomaszowa?"
Kościół Matki Bożej Szkaplerznej w Tomaszowie Lubelskim\ powstał pierwotnie w roku 1627 z fundacji Tomasza i Katarzyny Zamoyskich , a następnie dokładnie sto lat później gruntownie przebudowany. To modrzewiowa, dwu wieżowa świątynia, zwieńczona baniastymi hełmami z iglicami. Po lewej stronie kościoła widzimy drewnianą wieżę z początku XVIII wieku, Jedna z najpiękniejszych świątyń, wybudowanych w Polsce w okresie baroku, W środku, we wczesnobarokowym ołtarzu głównym znajduje się obraz Matki Bożej Szkaplerznej z Dzieciątkiem Jezus. Obraz ukradli w czasie potopu dwaj Szwedzi, i uciekali na koniach, już po kilku kilometrach jazdy padł koń pod złodziejem z wojska Karola X Gustawa. Szwed wyrzucił obraz, a odnalazły go przechodzące drogą dwie szlachcianki z Tomaszowa. W bocznych ołtarzach możemy zobaczyć piękne obrazy przedstawiające Pana Jezusa i świętych: Antoniego, Józefa, Franciszka, Weronikę…Podczas zwiedzania Roztocza zapraszam także do zwiedzania tego pięknego miasta, które pod koniec XVI wieku założył hetman Jan Zamoyski z okazji urodzenia jedynego syna Tomasza …”A może byśmy tak najmilszy wpadli na dzień do Tomaszowa jak śpiewała Ewa Demarczyk…
No to wpadliśmy, zgodnie z sugestią Juliana Tuwima :) I to w dodatku razem z ŁKA i REGIO w ramach kolejnej wyprawy "Pociągiem do niepodległości". Wyruszyliśmy z dworca Łódź Fabryczna pociągiem Marszałek. Miś był zachwycony nie tylko dlatego, że jechał ŁKA, ale przede wszystkim dlatego, że pierwszy raz jechał Marszałkiem. Pociąg na zewnatąrz oklejony jest motywami łódzkimi związanymi z niepodległością. W środku znaleźliśmy podobizny 4 Panów, zasłużonych dla przywrócenia Polski na mapach świata. Dworzec PKP w Tomaszowie prezentuje się bardzo ładnie, ale dla Misia najważniejsza była jak zawsze mapa. Z dworca PKP w Tomaszowie jest dość daleko do centrum miasta, dlatego dojechaliśmy tam autobusem. Był to oczywiście kolejny powód do wielkiej radości dla Misia. Zwłaszcza, że autobusy w Tomaszowie są ekologiczne. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od placu Kościuszki, czyli dawnego rynku. Pierwsze co zwróciło naszą uwagę to piękny budynek dawnego kościoła ewangelicko-augsburskiego. Dziś bardzo zniszczony, kiedyś pięknie się prezentował. Możemy to zobaczyć na dawnych zdjęciach, których kilka mamy na rynku. Oddają niesamowity klimat tego miasteczka z dawnych lat. Dzięki nim dowiadujemy się również, że niedaleko od kościoła ewangelickiego stała też okazała synagoga. Na budynku kościoła Miś oglądał datę budowy i uczył się jak odczytywać cyfry rzymskie. Znalazł też stary reper z orłem bez korony. Będąc na rynku nie można też pominąć budynku sądu. Mieści się w dawnej kamienicy rodziny Knothe, chyba najbogatszych przemysłowców z Tomaszowa. Piękna, eklektyczna kamienica zwraca swoją uwagę intensywnie żółtym kolorem, który wyróżnia ją na tle okolicznych budynków. Dla nas jednak najciekawsze są detale. Odkryliśmy też datę budowy i inicjał właścicieli. W bramie zauważyliśmy ciekawe, niestety zniszczone malowidło. Jeszcze jeden element dodaje uroku placowi Kościuszki. Jest to duża, tańcząca i podświetlana fontanna. Trzeba przyznać, że plac został zagospodarowany z głową i estetycznie. Ławeczki, krzesło-ławki, donice ... wszystko to sprawia, że jest tam po prostu miło i ładnie. Pięknie prezentują się też platany, które zasadzono wokół placu. Pisząc o placu nie można nie wspomnieć o jego patronie, czyli bohaterze insurekcji kościuszkowskiej. Pomnik Tadeusza Kościuszki znajduje się przy wlocie na plac, od strony ulicy Świętego Antoniego. Został wykonany z czerwonego piaskowca. Trasa naszego spaceru przebiegała inaczej, ale opiszemy Wam ją tak jak wydaje nam się będzie najbardziej optymalnie. Spod pomnika Kościuszki skręcamy w lewo i dochodzimy nad rzekę Wolbórkę. Płynie przez remontowany właśnie park. Przez ten teren zielony idziemy na parking za Galerią Tomaszów. To ciekawe miejsce, żeby pokazać z czego dawniej słynęło to miasto, czyli pozostałości po przemysłowej świetności. Mamy tu 2 fabryki. Jedna zyskała dziś nowe przeznaczenie, właśnie w niej mieści się centrum handlowe. Druga popadła w ruinę i czeka aż ktoś ją uratuje. Na niej wypatrzyliśmy stary mural z widocznymi jeszcze literami PZPR. Po przeciwnej stronie parkingu jest też piękny pałacyk. Na murze można zobaczyć stare zdjęcia tego terenu. Niestety nie mieliśmy czasu, żeby podejść bliżej. Ten fragment spaceru nie bardzo przypadł Misiowi do gustu. Pewnie dlatego, że nie było tu elementów, o które mogliśmy zahaczyć jego dziecięcą ciekawość. Ale dalej było zdecydowanie ciekawiej z punktu widzenia dziecka. Wracamy do głównej ulicy i przechodzimy na drugą stronę. Tutaj też znajduje się park. Czekało w nim na nas zadanie z gry miejskiej, w której braliśmy udział. Pomogliśmy sympatycznemu szmuglerowi przemycić towary odwracając uwagę pruskiemu żołnierzowi. Przez park przechodzimy w stronę ulicy Browarnej. Nią dochodzimy do ulicy Mościckiego i skręcamy w prawo. Po przejściu kilku kroków po lewej stronie mijamy ciekawy budynek. Interesujący jest nie tylko ze względu na architekturę i ciekawe połączenie cegły z tynkiem. Uwagę zwracają także dekoracje, takie jak rok budowy, czy kaduceusze (są to symbole handlu, bo pierwotnie była tu szkoła handlowa). Ale przede wszystkim budynek ten zwraca uwagę swoją historią. Został wybudowany na potrzeby szkoły i z małymi przerwami cały czas pełni tę funkcję. W 1905 roku uczniowie brali udział w strajku szkolnym. Walczyli o możliwość nauki w języku polskim. Zostało to upamiętnione na jednej z kilku tablic pamiątkowych. Pozostałe tablice upamiętniają zasłużonych wychowanków i nauczycieli, którzy polegli w czasie wojny polsko-bolszewickiej i II wojny światowej. Na jednej z nich Miś wypatrzył Krzyż Virtuti Militari, który jak pamiętacie poznał w Dobroniu. Mieliśmy też okazję przyjrzeć się z bliska ciekawym, wąsatym szyszkom daglezji. Zazwyczaj widzieliśmy takie, które już spadły, a tutaj rosły na wysokości buzi Misia. Idziemy dalej i na wysokości poczty skręcamy w prawo na Skwer Niepodległości. Główny budynek w tym miejscu to ratusz miejski. Przed budynkiem znajduje się Grób Nieznanego Żołnierza, a zaraz za nim piękny kwiatowy klomb w kształcie Polski. Granice są z fioletowych braków, a w środku białe i czerwone tworzą naszą flagę. Wygląda to ślicznie. Miś był zachwycony bo jak już wiecie uwielbia symbole narodowe. Przekraczamy ulicę POW i wchodzimy na teren dawnego pałacu Ostrowskich. Piękny budynek zwraca uwagę licznymi detalami, datami budowy i renowacji, a także niesamowitą klamką w kształcie zaciśniętej dłoni. W budynku mieści się obecnie Muzeum im. Antoniego hr. Ostrowskiego. Niestety nie zwiedzaliśmy go, bo brakło nam czasu. Za to przed budynkiem Miś oglądał trzy flagi Polski. W czasie gry miejskiej na terenie przypałacowym czekała na nas działaczka towarzystwa charytatywnego. Naszym zadaniem było pomóc jej wymyślić hasło zachęcające do zbiórki datków dla najmłodszych. Wychodzimy z terenu pałacu i idziemy ulicą POW w stronę ulicy Świętego Antoniego. Po lewej mijamy ciekawy kościół św. Antoniego. Niestety tym razem go nie zwiedzaliśmy, ale jego wnętrze znamy ze ślubu cioci Kasi. Przechodzimy przez teren kościoła i wychodzimy na ulicę Mościckiego. Po drugiej stronie ulicy mamy interesujący budynek biblioteki. Na ozdobnych drzwiach uwagę zwraca pozostałość po kołatce. Skręcamy w prawo i następnie w lewo w ulicę Świętego Antoniego. Po obu stronach ulicy mijamy ciekawe, głównie eklektyczne kamienice. Na terenie Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1 możemy obejrzeć też ciekawy mural z Tadeuszem Kościuszką. Mijamy ulicę Seweryna. Tuż za nią zaczynają się budynki należące do parafii ewangelicko-augsburskiej. Najpierw oglądamy budynek przykościelny. Kolejny budynek na naszej trasie łączący cegłę i tynk i przez to interesujący i zachęcający do oglądania nawet przez najmłodszych. Dodatkową atrakcją jest data budowy. Tuż obok piękny, neogotycki budynek kościoła. Nasza grupa nie miała niestety szczęścia i nie udało nam się zajrzeć do środka. Po przeciwnej stronie ulicy znajduje się park im. Jana Rodego. W centralnej części stoi popiersie patrona. Był to ciekawy, niezwykły człowiek, lekarz, działacz społeczny i filantrop. Misia oczywiście bardziej zainteresował kolejny pomnik, znajdujący się bardziej w głębi parku. Upamiętniona została 14 Brygada Artylerii Przeciwpancernej. Najważniejszy element momentu stanowi działo przeciwpancerne. Zaraz za parkiem oglądamy urokliwy pałacyk należący dawniej do doktora Rodego. Dziś mieści się tu Urząd Stanu Cywilnego. W tym miejscu kończymy wycieczkę. Mamy świadomość, że dużo jeszcze pozostało do zwiedzenia. Czy jesteśmy zadowoleni z wizyty w Tomaszowie Mazowieckim? I tak i nie. Tak bo bardzo nam się podobało, nie bo było nam stanowczo za mało :) Dlatego na pewno tu wrócimy.
Tekst piosenki: A może byśmy tak, najmilszy, wpadli na dzień do Tomaszowa? Może tam jeszcze zmierzchem złotym ta sama cisza trwa wrześniowa... W tym białym domu, w tym pokoju, gdzie cudze meble postawiono, Musimy skończyć naszą dawną rozmowę, smutnie nie skończoną. Więc może byśmy tak, najmilszy, wpadli na dzień do Tomaszowa? Może tam jeszcze zmierzchem złotym ta sama cisza trwa wrześniowa... Jeszcze mi tylko z oczu jasnych spływa do warg kropelka słona, A ty mi nic nie odpowiadasz i jesz zielone winogrona. Ten biały dom, ten pokój martwy, do dziś się dziwi, nie rozumie... Wstawili ludzie cudze meble i wychodzili stąd w zadumie. A przecież wszystko tam zostało, nawet ta cisza trwa wrześniowa, Więc może byśmy tak, najmilszy, wpadli na dzień do Tomaszowa? Jeszcze ci wciąż spojrzeniem śpiewam: du holde Kunst...- i serce pęka, I muszę jechać... więc mnie żegnasz, lecz nie drży w dłoni mej twa ręka. I wyjechałam, zostawiłam, jak sen urwała się rozmowa, Błogosławiłam, przeklinałam: du holde Kunst! Więc tak? Bez słowa? A może byśmy tak, najmilszy, wpadli na dzień do Tomaszowa? Może tam jeszcze zmierzchem złotym ta sama cisza trwa wrześniowa... Jeszcze mi tylko z oczu jasnych spływa do warg kropelka słona, A ty mi nic nie odpowiadasz i jesz zielone winogrona... Tłumaczenie: My darling, what about dropping in to Tomaszów for a day? Maybe there is still the same September silence in the golden dusk... In this white house, in this room, where they put in other people's furniture, We have to finish our former conversation that was left unfinished so sadly. So, my dear, what about dropping in to Tomaszów for a day? Maybe there is still the same September silence in the golden dusk... Only a salty little drop is running down from my bright eyes to my lips, But you don't answer me at all and you're eating white grapes. This white house, this dull room, it is wondering up to now, it doesn't understand... People have put in other people's furniture and went out of here with thoughtfulness. All was left there though, even this September silence is still there, So, my dear, what about dropping in to Tomaszów for a day? So I still sing out to you with my glance: du holde Kunst... - and my heart is breaking, I have to go... so you say farewell to me, but your hand is not trembling in mine. So I've set out, I've left, the conversation was interrupted like a dream, I blessed, I cursed: du holde Kunst! Well so? Without a word? My darling, what about dropping in to Tomaszów for a day? Maybe there is still the same September silence in the golden dusk... Only a salty little drop is running down from my bright eyes to my lips, But you don't answer me at all and you're eating white grapes.
16. 11. 19 r. Warszawa. Pojechaliśmy do „naszego krzyża”. Ojciec powiedział, że jesteś dla nich bardzo ważna – Piotr szturcha mnie w łokieć. Taaa ? – dziwię się. Jesteś dla Nas bardzo ważna. Pilnujesz Piotra, a on pilnuje ciebie. ……. – przytakuję głową w milczeniu, ponieważ rzeczywiście tak jest. Pilnujemy się nawzajem. Godzina później na kawie z lodami. Ojciec powiedział, że nie będzie mnie na święta. ……. – wyprostowałam się, bo to nie pierwszy raz takie słowa. Ale nie wiadomo o które święta chodzi – zwracam mu uwagę. Nie przewiduje cię na święta … tak dokładnie powiedział. Hmm… A może przewiduje, że się rozchorujesz i dlatego nie będzie cię na święta ? Może, może … …….. – uśmiecham się. Nie wydaje mi się, że chodzi o te święta. Moja analiza tego nie przewiduje, choć kto wie … Dzisiaj po raz pierwszy od wielu lat nie byliśmy w Ikei i to z własnej woli. Kiedyś wydawało nam się to niemożliwe, bo sobotnia tradycja to rzecz święta. Widać wszystko może się zmienić, więc kto wie … Ojciec powiedział do mnie teraz … Święta ze Mną spędzisz. O ! – zamurowało mnie, bo co to znaczy ? Pokażę ci gdzie chodzę, gdzie myślę, wykąpię cię w wodzie. Ale w tej specjalnej wodzie, takiej odmładzającej. Jordanowej ? A ja mogę się załapać ? – żartuję. Mogę wziąć flakonik wody dla Oli ? – żartuje też Piotr. Przecież jest obrzydliwie piękna, sam tak mówisz. Roześmialiśmy się oboje. Piotr jak chce się przymilić mawia właśnie tak; obrzydliwie piękna. Musisz przyjść do Mnie. Jordan jest konieczny. Wszystko co ludzie mogli zrobić dla ciebie, to już zrobili. Nic więcej już się nie da. Zmartwiłam się. Z tego wynika, że kolejna operacja nie miałaby sensu. Wykąpanie w symbolicznym Jordanie to nie tyle odmłodzenie, co uzdrowienie. - A Ola ? - Ola to hol. Holuje cie do miejsca, gdzie zostaniesz naprawiony do końca. Przy kolejnej operacji musieliby mi wycinać żyłę i robić bajpas, a wtedy Ojciec pokazał mi, że byłbym niesprawny. Wyobrażasz go sobie, z jego energią, nieudolnego ? Nie – przyznaję. Musisz być dynamiczny, kiedy poślę cię do ludzi. Widzę tylko kąpiel w porządnej wodzie odmładzającej. Gdzie Ja mam wpaść do Ciebie Ojcze ? Do Tomaszowa. Aaaa – przypomnieliśmy sobie, ale zaraz główkuję, że chyba już był w „Tomaszowie”, kiedy ślub brał. A tu widzę, że to był inny „Tomaszów”. Kiedyś o tym mówiliście. Z dwa lata temu. Ojcze, ty to masz pamięć. - Wiesz co teraz słyszę? Piosenkę… Tomaszów… Demarczyk… Natychmiast włączyliśmy internet i puściliśmy piosenkę. A może byśmy tak, najmilszy, wpadli na dzień do Tomaszowa? Może tam jeszcze zmierzchem złotym ta sama cisza trwa wrześniowa… W tym białym domu, w tym pokoju, gdzie cudze meble postawiono, Musimy skończyć naszą dawną rozmowę, smutnie nie skończoną. Biały domek, biały pokój…. przecież my to wszystko znany. - Fajnie było w Ustroniu. - Jak to wspominasz ? - Fajnie. - To wpadniesz do Tomaszowa. ……. – kręcę z niedowierzaniem głową. „Tomaszów” symbolizuje spotkanie, ale jak, gdzie, kiedy?! Czyli… Znowu idziesz do Góry ? Ale wrócisz, mam nadzieję ? Oczywiście, nie zabieram go na długo. ……. – i oczywiście przychodzi mi na myśl Henoch, który również został zabrany i wrócił. Wrócił na krótko. Co, będziesz prężyć muskuły ? – pyta mnie Ojciec mając na myśli, czy będę dumna i szczęśliwa, że się sprawdziło. Tak – śmieję się. Nie dziwię się. Kiedy to się stanie ? Na razie musimy skończyć gamble. Gamble – z angielskiego gra hazardowa, to nawiązanie do dzisiejszej porannej wizji. Nad ranem, gdzieś koło piątej rozmawiałem z Ojcem. Spytałem o NIP i apelację. Wyrok zapadł, a ja nie wiem co dalej. Pokazał mi jednorękiego bandytę, maszynę hazardową. Zobaczyłem jak rozdanie ciągle trwa, aż w końcu pokazała się wisienka i główna wygrana padła, pieniądze się wysypały. To może oznaczać, że NIP w końcu zapłaci. Potem na falę skoczymy, ale to nie jest tak jak myślicie. Czyli nasze plany znowu w łeb ? Najpierw zabezpieczymy twoją rodzinę. Wizje się sprawdzą, śmieci się sprawdzą. A jak się sprawdzą to wiesz kto przyjdzie ? …….. – wolałam się nie odzywać, ale doskonale wiem. Jeshua. Dokończycie co zaczęliście. ?! – zaczęliśmy co ? Kiedy ? Skończycie to razem. I pieniądze będziesz miała. Kolejki będą do was. Będą chcieli cię dotknąć albo zabić. Jessssus !!!! – oczy wytrzeszczyłam. Dlaczego ?!!! A co im zrobił ten krzyż w kościele ? Pytanie, które nas zaskoczyło. „Nasz krzyż” był atakowany dwukrotnie, dwukrotnie niszczony przez nawiedzonych szaleńców. Był atakowany, ponieważ jest absolutnie prawdziwy. Ojcze, będę na święta ? Powiedz prawdę … ……… – roześmiałam się. To „powiedz prawdę” naprawdę rozkłada. Na święta będziesz, tylko nie wiem gdzie. Zamyśliłam się. Niech się dzieje Ojcze. - Twoje miejsce już przygotowane. - Ty córko to zrozumiesz. - Pamiętaj, że Mały to dobro ogólne. - Musisz to przyjąć. Nie martw się, nie dam ci krzywdy zrobić, ani twoim dziewczynom. A co do męża … Jego los przypieczętowany odkąd powiedział oto ja pójdę. Czyli Ojcze w tym roku jednak ? – Piotr dopytuje. No nie może być Ola rozczarowana. ……. – strasznie się wzruszyłam teraz. Chyba bym się zapłakała, gdyby było inaczej. Dzisiaj sobota, kiedy się nie spieszymy kawa i lody smakują znacznie lepiej … Piotr otwiera oczy szeroko … Widzę siebie jak mi serce świeci na biało, niesamowite … Czy to już Jordan ? – czyli naprawianie. …. Ojciec się roześmiał na głos. To nie Jordan, nich sobie poświeci. Ojciec mi teraz mówi, że to serce było rozpalone, aby przeżyło te lody. No co ty ! – jestem zaskoczona. Trzy godziny później przekonaliśmy się, że jak zwykle Ojciec miał rację. Podtruliśmy się tymi lodami. Ja łagodniej, Piotr gorzej. Kiedy już doszedł do siebie … Powoli co ziemskie nie będzie ci dobre. Nie wiem co już jeść, to jakaś makabra. Gdzie się nie ruszysz, to cię trują. ……. – tymi słowami dał mi teraz do myślenia. To też forma Antychrysta. Pogoń za pieniądzem jest kosztem życia i zdrowia ludzi. Już się nic nie liczy, tylko zarabiać. Pakują syrop glukozowy, olej palmowy, palą Amazonię, żeby tam plantacje specjalne hodować, a wszystko po to, żeby zarabiać więcej i więcej. Człowiek zabija człowieka. Wieczorem. Opowiadam Piotrowi co nieco o Faustynie. Najbardziej w Dzienniczku u Faustyny lubię moment, gdy wraca do swojej celi i widzi Jezusa siedzącego przy stole. I co ? Rozmawiali. O czym ? Eee, nie pamiętam, ale znajdę i ci pokażę. Pytał się jak się czuje i czy zbiera znaczki. ……. – wybuchłam śmiechem. Ojciec jest cudowny. Dziennik Faustyny; Dziś, gdy wyszłam do ogrodu, rzekł do mnie Pan: Wróć się do swej separatki, bo tam na ciebie czekać będę. Gdy wróciłam, natychmiast ujrzałam Pana Jezusa, który siedział przy stole i czekał na mnie. Z łaskawym spojrzeniem rzekł do mnie: Córko moja, pragnę, abyś pisała teraz, bo spacer ten nie byłby zgodny z wolą moją. Pozostałam sama i wzięłam się zaraz do pisania. Stół, stolik, przy którym siedział Jezus niezmiennie mnie zadziwia. Jest niezwykły z kilku względów. Stół jako symbol spotkania, rozmowy. Pokazuje też normalność w zachowaniu Chrystusa. Siedział i czekał… a czy nie powinno być odwrotnie ? Jak ty sobie poradzisz jak ja gdzieś zniknę, odejdę ? Jak ty sobie poradzisz bez męża ? Przyjdzie nowy. …….. – Piotr się zjeżył. Przecież Jezus to nie mąż – zaczynam. Taaak ? Nie mąż ? – Ojciec spytał powoli. Mąż nad mężami. ……. – spociłam się w sekundę, bo przypomniałam sobie rozmowę. - Jezus powiedział, że Moją małżonką będziesz... Jak to rozumieć ? - Czy mąż karmi żonę ? - Tak. - Tak karmił ją wiedzą. Jeśli będę uczona, karmiona wiedzą, to w sensie niebiańskim rzeczywiście jak żona. Ojciec powiedział… Dobiega koniec okres twojej kwarantanny, koniec sjesty. Czy jestem przygotowana na to co idzie ? Sama nie wiem. Żołądek ściska, serce ściska, ale rozum podpowiada, że AJ jest potrzebna … Mam nadzieję, że zdążymy pójść do kina na „Gwiezdne Wojny”. Eeeetam, nic nie będzie – Piotr lekceważąco machnął ręką. To po co pytasz skoro nie słuchasz ? Wszystko widzisz Ojcze ? Tak Mi się wydaje. ……. – śmiech. Na długą chwilę zapadliśmy w zadumę. Przyzwyczajam się do myśli, że kiedy na parę dni się rozdzielimy, ustaną nasze wspólne rozmowy. Kilka dni to strasznie długo bez Ojca. Nie rozmawiaj z Ojcem zbyt intensywnie – proszę Piotra. Zazdrosna ? Tak – roześmiałam się. Schlebia Mi to. Nie mówię żegnaj, ale do usłyszenia, bo się usłyszymy. Dopisane 13. 07. 2020 r. Odniosę się do wczorajszych wyborów. Wiedzieliśmy, że wygra A. Duda. Zapowiadały to cztery wizje. Dwie opisałam tutaj wcześniej (statek z platformą, oraz Trzaskowski, który potyka się o swoje nogi i upada w błoto, dochodzi do mety czołgając się). Jednej nie opisałam tu jeszcze, a ostatnią otrzymaliśmy wczoraj rano, czyli już w trakcie wyborów. Ta czwarta pokazuje dlaczego pan Trzaskowski przegrał. Piotr zobaczył go w mundurze niemieckiego bojówkarza SA z 1934 roku. W pierwszej chwili pomyślałam, czy nie za mocna ta wizja była, ale kiedy Piotr mi wytłumaczył, że bojówkarze utorowali Hitlerowi drogę do władzy wszystko stało się jasne. W naszych rozmowach kiedyś padły słowa, że Hitler to jeden z antychrystów. Podsumowując. Wizerunek bojówkarza SA to symbol dojścia do władzy antychrysta, a przecież LGBT jest jedną z jego form. Dlatego p. Trzaskowski jako rzecznik LGBT w wizji był przedstawiony jako niemiecki bojówkarz. Ta wizja jest ciekawa jeszcze z jednego w względu. Gdybyśmy tej wiedzy z historii nie posiadali, prawidłowe odczytanie wizji byłoby raczej niemożliwe. Dlatego to jest taki idealny przykład, że wizje odnoszą się do tego co znamy i co wiemy. Wizje się sprawdzą … i się sprawdzają. Choć przyznam szczerze, kiedy Ojciec powiedział … A może Polska zasługuje na Trzaskowskiego ? … … powiało grozą. Te wybory to walka między dwiema siłami. Myślę, że ten obrazek dużo pokazuje … Andrzej Zybertowicz: Trzaskowski zdjął owczą skórę ze swojej twarzy i pokazał, że Polska jest mu obojętna. Andrzej Zybertowicz powiedział, że blisko 50 proc. głosujących Polaków oddało głos na kandydata, w którego sztabie „nikt nie uznał za stosowne pojawienie się na wieczorze wyborczym z flagą”. – Zachował się, jakby zdjął owczą skórę, skórę patriotyzmu – mówił doradca prezydenta Andrzej Dudy.
a gdybyśmy tak najmilszy wpadli na dzień do tomaszowa